W październiku 2007r. ks. Damian wraz ze współbraćmi i mała grupką młodzieży rozpoczął nowy cykl czuwań – Pociąg do Nieba. Przyzwyczajony do zeszłorocznych czuwań nocnych skierowanych do osób wierzących, trudno mi było się przełamać. Rozpoczął się mój pierwszy kontakt z ewangelizacją. Już sama świadomość, że akcja jest nastawiona na młodzież nie wierzącą, budziła we mnie lęk, niepokój. Do tej pory młodzież przychodziła do nas, a tutaj jest odwrotnie! Trzeba wyjść na ulicę i zaprosić, zagadnąć, dać w pewien sposób „bilet do nawrócenia się”. Po przygotowaniach artystycznych (plakatu, ulotek, przedstawienia) i śpiewu nadszedł czas aby wyjść na ulicę.
Dobraliśmy się po dwie osoby. Do głównej alei Najświętszej Maryi Panny szliśmy całą grupą. Tam podzieliliśmy się gdzie, kto ma iść. Na szczęście pierwszy, razem szedłem już z doświadczonym ewangelizatorem – ks. dk. Damianem. Była to sobota ok. godz. 20.00. Rzadko chodziłem o takiej porze; nigdy nie zwracałem większej uwagi na przechodniów. Tu mi się oczy otwarły. Jak widząc niejednego chłopaka czy dziewczynę miałem wrażenie, że jest już po zabawie – byli najczęściej pijani, naćpani… Nie trzeba było szukać – wystarczyło otworzyć oczy. Współbrat próbował czasami kogoś zaczepić – wręczyć ulotkę, zaprosić. Ja w tym czasie modliłem się za tą osobę. Były różne reakcje… najczęściej spotykaliśmy się z odrzuceniem. Niektórzy wcale nie chcieli nas słuchać – od razu mówili NIE. Rodziło się pytanie: Jak do nich dotrzeć? Jak pokazać im Prawdę? Te i wiele innych pytań pozostawało do przemyślenia…
Tak doszliśmy do Dworca PKP gdzie w kaplicy mieliśmy dalszy program. Parę osób może przyszło z zewnątrz. Był jeden bezdomny. Podczas modlitwy Ojcze Nasz, chwyciliśmy się za ręce. Można było zobaczyć radość płynącą z jego twarzy. Tak niewiele czasem potrzeba aby być szczęśliwym, bądź na chwile zmienić codzienność.
Po akcji zawsze jest wymiana doświadczeń, wyciąganie wniosków. Trudna jest ewangelizacja. Wymagała ode mnie abym otworzył się na obcych ludzi. A przecież już samo zagadnięcie było dla mnie wielką trudnością! Ale jeśli ja do nich nie wyjdą, to kto to zrobi? Chyba ułuda tego świata… Głoszenie Jezusa jest przecież częścią mojego powołania! Tak działał św. Kasper del Bufalo – nasz Założyciel!
Powoli dochodziła do mnie myśl, że już koniec czasu gdy na dźwięk dzwonu kościelnego ludzie przychodzili. Teraz trzeba wyjść na drogę i głosić, zapraszać aby każdy mógł poznać miłość Boga – jak jest cenny.
Podczas kolejnych akcji próbowaliśmy udoskonalać nasze środki do ewangelizacji. Tworzyliśmy różne plakaty, transparenty, ulotki… Nie zdawałem sobie sprawy ile siły, czasu i pomysłu trzeba włożyć by przygarnąć choć jedną zagubioną owieczkę.
Na spotkanie majowe zrobiłem plakat kolorowy w formacie A3. Kosztowało mnie to kilka całych dni pracy. Oprócz tego zawiązał się mały zespolik muzyczny (po specjalnych warsztatach): ks. Dawid – gitara, Kaja – keyboard, Ja – flet prosty, Daniel – bębenek, Iwonka – śpiew. Był to mój pierwszy występ w grupie muzycznej, bo dopiero co się nauczyłem grać na nim. Przełamałem się i zagrałem kilka piosenek z trudnością i z nie małym stresem. Wyszło bardzo dobrze. Byłem zadowolony, że przełamałem się. W ten sposób odkryłem nowy, nieznany do tej pory mały talent muzyczny. Ile to rzeczy można dowiedzieć się o sobie gdy się służy bliźniemu. Jest to na pewno dar Boży. Na czerwcowym spotkaniu od razu zapisałem się do grupy muzycznej – takiej okazji nie można było przegapić!
Takie były moje doświadczenia ewangelizatorskie. Jest za co dziękować Bogu! Zrozumiałem jak ważna jest dzisiaj ewangelizacja. Jest to moja odpowiedź na wezwanie Boga.